„Zatrudnię kogoś i w końcu odetchnę…” – naprawdę?
Kilka tygodni temu prowadziłem rozmowę z właścicielem firmy produkcyjnej. Wiecznie w biegu, telefon w ręku, głowa pełna pomysłów i jednocześnie przytłoczona codziennością. Mówił, że już nie wyrabia i potrzebuje kogoś do pomocy, kto przejmie część obowiązków.
Jeśli prowadzisz firmę, pewnie w którymś momencie miałeś dokładnie tę samą myśl. Wydaje się wtedy, że zatrudnienie nowej osoby to rozwiązanie wszystkich problemów. Jak plaster na zmęczenie, chaos i nadmiar obowiązków.
Tyle że kilka miesięcy później ten sam przedsiębiorca opowiadał o tym, że zatrudnił człowieka, płaci mu co miesiąc, a pracy ma jeszcze więcej. I wcale nie zarabia więcej.
Dlaczego tak się dzieje?
Nowy pracownik nie przychodzi do ułożonej firmy, ale przychodzi do Twojego świata. Świata, gdzie procesy żyją w Twoich notatkach, a standardy w Twojej intuicji. On przychodzi, siada przy biurku i czeka, aż pokażesz mu, co ma robić. Tylko że Ty w tym czasie odbierasz dziesiąty telefon, ogarniasz reklamację i wracasz wieczorem do domu z myślą, że jutro wszystko wyjaśnisz temu nowemu.
Tylko jutro wygląda tak samo jak dzisiaj. I nagle po trzech tygodniach masz nowego pracownika, który w zasadzie nic jeszcze nie wniósł, a już kosztuje Cię czas i pieniądze. Po trzech miesiącach zaczynasz się zastanawiać, czy w ogóle był sens go zatrudniać.
Historia z audytu
Podczas jednego z audytów trafiłem do firmy, która w ciągu pół roku niemal podwoiła liczbę pracowników. Właściciel był dumny, bo w końcu "buduje zespół”. Ale gdy zaczęliśmy rozmawiać z ludźmi, wyszło na jaw coś zupełnie innego. Każda mikrodecyzja musiała przejść przez szefa. Nowi pracownicy pytali o wszystko, bo nikt nie miał dla nich instrukcji, nikt nie był opiekunem wdrożenia.
Zapytałem jednego z nowych pracowników, co dziś robił. Odpowiedział coś w stylu: „Gosia mi pokazała, co robi na co dzień… a jak skończyłam, to siedziałam i czekałam aż ktoś mi coś powie”. W efekcie pracownicy byli sfrustrowani, starzy członkowie zespołu mieli mniej czasu na własne zadania, a właściciel, zamiast się odciążyć, był jeszcze bardziej przytłoczony.
Co jest sednem problemu?
Wielu właścicieli zatrudnia ludzi zanim uporządkuje firmę. Liczą, że nowa osoba rozwiąże ich problemy, a ona trafia w środek chaosu. Zatrudnienie staje się wtedy nie inwestycją, jak wydaje się właścicielowi, a kolejnym kosztem. Zamiast odciążyć – obciąża. Zamiast poukładać – dokłada kolejnych pytań, nieporozumień i zaległości.
Jak to zrobić inaczej?
Wyobraź sobie, że do Twojej firmy przychodzi nowy człowiek i wszystko jest dla niego jasne. Ma spisany proces, wie, co jest jego celem w pierwszym miesiącu, kto go wdroży i jak będziecie sprawdzać efekty. Wie, jak wygląda Wasza misja, po co firma istnieje, jakie ma wartości. Nie czeka, aż powiesz mu, co ma robić, bo od pierwszego dnia ma mapę.
Taka osoba zaczyna być wsparciem, a nie kolejnym obowiązkiem.
Zatrudnienie to sprawdzian dla Twojej firmy
Jeśli w Twojej organizacji jest chaos, brak standardów i wszystko zależy od Ciebie, musisz spojrzeć prawdzie w oczy – nowa osoba nie zmieni tego stanu rzeczy. Ona tylko pokaże Ci wyraźniej, gdzie są dziury. I to jest dobra wiadomość, bo w tym momencie możesz zdecydować: czy chcesz dalej łatać, czy zacząć budować system.
Nie bój się zatrudniać – ale zatrudniaj świadomie. Przygotuj grunt. Zadbaj o procesy, wdrożenie, cele. Bo inaczej po pół roku zadasz sobie to samo pytanie, które zadał mi tamten przedsiębiorca: „Jak to możliwe, że zatrudniłem ludzi, a nadal jestem w tym samym miejscu, tylko bardziej zmęczony?”
A jak to wyglądało u Ciebie? Czy zdarzyło Ci się zatrudnić kogoś i poczuć, że zamiast ulgi – masz jeszcze więcej na głowie? Podziel się swoją historią – chętnie przeczytam w komentarzach. 💬👇
